Po pierwszym dniu rozgrzewki z książką
"Czarne Oceany" pana Jacka Dukaja, dzisiejsza noc nie była dla niej łatwa :-) Ponieważ została już zmłócona od deski do deski, mogę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami co do opisanych w niej zjawisk przez odniesienie się do wydarzeń dziejących się dookoła nas wczoraj, dzisiaj i tych, które wydarzą się jutro.
Pierwsze i podstawowe pytanie - czy wielkie korporacje są na tyle silne, by swobodnie zmieniać porządki prawne państw za plecami obywateli ? Jeśli ktoś wątpi w odpowiedź proszę
przeczytać sobie w jaki sposób negocjowana jest umowa pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi w przedmiocie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym tzw. Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA).
Amerykanie domagają się od Unii wprowadzenia równoważnych środków ochrony praw własności intelektualnej, takich samych jakie istnieją w ich prawie czyli na przykład odpowiedzialności karnej, wprowadzenia prawa umożliwiającego odcinanie od sieci,
nałożenia obowiązku filtrowania treści na ISP, nałożenia odpowiedzialności za "zachęcanie" (
induce) do naruszania praw.
Ciężko powiedzieć dokładnie na czym propozycje te polegają, ponieważ wszystko co dzieje się wokół ACTA jest
TAJNE/POUFNE. Porozumienie to zostanie zawarte całkowicie poza udziałem obywateli, w drodze mętnych negocjacji międzyrządowych, nie będzie nawet możliwe wskazanie skąd i kiedy wyszła propozycja wprowadzenia nowego prawa, nie będzie komu przypisać odpowiedzialności.
Samo stało się. Nie znamy tekstu proponowanego porozumienia ACTA, pomimo złożonych wniosków o udostępnienie informacji publicznych. Propozycji nie znają Japończycy, Meksykanie ani
europejski sektor ISP.
Czego możemy dowiedzieć się o ACTA ? Tylko tyle, co wynika z przecieków. Można zwrócić uwagę na przykład na końcówkę dokumentu ujawnionego na
Wired.com:
"As agreed among ACTA participants, the negotiating papers are not public documents and therefore should be treated with reserve."
Co tak tajnego jest w tych dokumentach, że nie można ich ujawnić ? Skąd społeczeństwo niby obywatelskie ma się dowiedzieć o prawie, na podstawie którego będzie można popaść w ekonomiczną ruinę za posiadanie trojana porzucającego trefne dane ? Tajność oznacza w tym przypadku strach przed publicznymi protestami.
W kolejnej odsłonie napiszę o będących w toku prac legislacyjnych projektach wprowadzenia zdalnych przeszukań dysków twardych (brr, w kontekście afery hazardowej aż ciarki przechodzą po plecach), rejestru stron zakazanych Index domeniorum prohibitorum i spróbuje połączyć to w jedną spójną całość.
Książkę oczywiście gorąco polecam...